Czy i jak liczba „lajków” i „hejtów” wpływa na Twoje życie?

„To, co inni myślą o nas, dotyczy ich – nie nas. To, co my myślimy o innych – dotyczy nas, a nie ich” powiedział M. Dubois.

Zdarza mi się pracować z profesjonalistami, ekspertami, „gwiazdami” swoich zawodów, ludźmi, którzy z racji wykonywanej roli zawodowej lub społecznej są narażani na agresję ze strony innych. Nie radzą sobie w takich sytuacjach.

  • Albo udają nadludzi, starając się zawrócić cały ocean trudnych emocje w głąb siebie.
  • Albo czują się pozbawieni życiowej energii wobec ataków ze strony nieznajomych widzów, czytelników, obywateli i „hooliganów – misjonarzy” różnego sortu.
  • Albo wdają się w „pyskówkę” z anonimowym tłumem.

W takich sytuacjach często spotykam się z ich przekonaniem, że mają wpływ na to, co myślą inni ludzie. Szczególnie, co myślą na ich temat. Cóż, prawda jest taka, że jakość i zawartość myśli innych ludzi to obszar dla nas niedostępny.

Znalazłam w sieci zdjęcie mojego ulubionego aktora, Jacka Nicholsona, podpisane „Jestem, kim jestem. Twoje przyzwolenie nie jest mi do tego potrzebne”. Faktem jest, że aby sobie na takie stwierdzenie pozwolić, trzeba najpierw odrobić lekcję pod tytułem „Kim jestem?” (patrz: wpis dotyczący Fundamentu marki).

Za to lubię koncepcję marki osobistej, że daje nam wybór brania pod uwagę i przejmowania się opiniami ludzi wyłącznie dla nas wartościowych i kluczowych. Takich, o których wiemy, że są nam życzliwi i traktują nas poważnie; że dzięki wysłuchaniu ich opinii, nawet trudnych i krytycznych, będziemy się rozwijać, będziemy lepsi i mądrzejsi niż wczoraj. Dla pozostałych trzymam zasłyszane gdzieś, a czasem użyteczne stwierdzenie: „Jeśli będę potrzebował Twojej opinii, to o nią bezzwłocznie zapytam”.

Cała reszta „lajków” i „hejtów” dotyczy wyłącznie ich autorów. Może być, oczywiście, użyteczną dla autora informacją, że nie dotrzymał jakiejś złożonej publicznie „obietnicy”. Ale poza tym, jest osobistą prawdą na temat świata innych ludzi, ich profesjonalizmu w zakresie komunikacji ze sobą i z innymi, a w końcu ich wartości oferowanych innym. Jest jasną ilustracją, kto żyje w życzliwym, otwartym świecie, a kto, od lat, wygląda z bunkra w oczekiwaniu na pocisk, który dokona zagłady. Zawsze mam w pamięci, że to jak ludzie mówią do innych, jest tylko małym procentem tego, co i w jaki sposób mówią do siebie. Czasem, to aż człowiekowi żal tych „hejtujących” i tego, jakie mają życie. Mówię o życiu wewnętrznym.

Ludzie i sytuacje nie mają mocy i możliwości ranienia nas. To my mamy możliwość wyboru, czy i jak chcemy zareagować i czy zaprosić ich do elitarnego grona ludzi wartościowych, których opinie powinny wpływać na nasze życie. Lista zaproszonych gości jest w Twoich rękach.

A Ty, jakie kryteria stosujesz? Napisz w komentarzu poniżej, czym kierujesz się dokonując selekcji gości zaproszonych do wpływania na Twoje życie swoimi opiniami? Podziel się swoją opinią.